Są dwa takie słowa, które namiętnie przywołujemy na każdym kroku – miłość i wolność. Jednakże ich rozumienie różni się w zależności od tego kto je wypowiada i od użytego kontekstu. W poniższym tekście, chciałbym opowiedzieć co nieco o wolności, odwołując się do jej klasycznej koncepcji. W podręczniku do nauki języka starogreckiego, z którego korzystałem na studiach, znajduje się pewien dialog do przetłumaczenia. Jest to krótka rozmowa, mająca miejsce na targu niewolników. Schwytany Lakończyk zostaje zapytany co takiego potrafi. Odpowiada (tłumaczę dosłownie, słowo w słowo): Wolnym być. Trzeba powiedzieć, że dialog jest poruszający, tym bardziej im dłużej się nad nim zastanawiamy. Gdy myślimy o niewoli, kojarzymy ją, słusznie, z okrucieństwem niegodnym cywilizowanego świata i czasów, lecz zawężany ją do jej fizycznych aspektów. Być może pamięć podsuwa nam brzydko dźwięczące w uszach słowa Arystotelesa o niewolniku jako części sprzętu domowego, czyli kimś pomiędzy żywcem a człowiekiem. Ot, taki samobieżny pług, miotła itp. Nawet niewolnik, który zostawał nauczycielem nie cieszył się wolnością obywatela, a jego życie zależało od kaprysu pana. Postawa Lakończyka wskazuje jednak, iż wolność jest zależna od nas samych i że można ją zachować pomimo łańcuchów na szyi. Prawdą jest, trywializmem wręcz, że widzialne kajdany i inne ograniczenia naszych możliwości są czymś złym, zaś rolą sprawiedliwego władcy powinno być uchronić swoich poddanych przed niewolą. Wolność to wielki dar, nazbyt często mylony ze zwolnieniem od powinności. Dziś bardzo często gdy się o niej mówi, tak naprawdę opisuje się samowolę. Ojciec Pirożyński w swojej złotej książeczce poświęconej wychowaniu tak napisał: „Wolność nie na tym polega, że wola może wybierać między dobrem i złem. Przeciwnie, wola z istoty swojej musi [podkreśl. nie moje] zawsze do dobra dążyć. Co innego, że może przez jakiś czas uważać dobro pozorne za dobro prawdziwe – za tę pomyłkę rozum odpowiada – lecz do jakiegoś dobra wola dążyć musi, gdyż pragnienie dobra należy do istoty woli [podkreśl. nie moje]”[1]. Zwierzęta i my się różnimy. Nie tylko tym, że one zdychają a my umieramy, lecz także tym, że one rodzą się „zaprogramowane” do działania zgodnego ze swoją naturą. Jeśli by porównać to jak szybko dojrzewamy do samodzielnego życia, człowiek przegrywa ze zwierzętami. One prędko „poznają” co powinny zrobić, gdyż ich instynkt daje im odpowiednią wiedzę, jeśli można tak to nazwać. Rozwój człowieka przebiega dłużej i jest bardziej złożony. Obok widzialnego dojrzewania ciała, doświadczamy nie do końca uchwytnego dojrzewania naszych charakterów. Bycie wolnym, czy raczej właściwe korzystanie z daru wolności jest jedną z rzeczy, na których opanowanie trzeba poświęcić czas i siły. Sumienie nie rozwija się samo z siebie, wymaga naszego zaangażowania i oczywiście łaski bożej. Bo przecież skoro każdy człowiek nosi w sobie zadrę grzechu pierworodnego, musi oprzeć się na Tym, który jest doskonały. Gdybyśmy byli zdani tylko na swoje siły i podobnych nam nieszczęśników, bylibyśmy jak zgraja ślepców, głuchych i ułomnych, którzy starają się dojść do jakiegoś celu, ale część go nie widzi, inni nie słyszą poleceń, a jeszcze inni mają problem z poruszaniem się. Porządek nadprzyrodzony jest tu konieczny. Istnieje jeszcze porządek doczesny, widzialny, który o tyle jest dobry, o ile opiera się na tym doskonałym. Chcę powiedzieć, że kultura i otoczenie to wiecznie towarzyszący nam wychowawcy, którzy rugają nas poprzez normy społeczne. Dalszy tekst pod grafiką… Czas skończyć z liberalną demokracją Ośla wolność Pinokia czytałem wieki temu, podobnie też wiele lat minęło od kiedy oglądałem animację. Spora część wątków zdążyła mi się już zatrzeć w pamięci, ale pomiędzy szarymi komórkami wciąż kołacze mi się obraz Wyspy Radości. Sprowadzeni tam chłopcy, jak pamiętam, zażywali zabaw i przyjemności, na które dorośli normalnie im nie pozwalali. Z czasem jednak każde z dzieci stopniowo przeistaczało się w osły, które następnie były sprzedawane do pracy w kopalni soli. Głównym wątkiem historii jest uczłowieczenie Pinokia, jego pełna przemiana z drewnianej lalki w prawdziwego chłopca. Wydarzenia z Wyspy przedstawiają zaś coś zgoła innego, swoboda i nieobecność zakazów prowadzą do zezwierzęcenia przebywających tam dzieci, ich dehumanizacji. A w konsekwencji do utraty wolności. Skądinąd nie jest to obca myśl w kulturze Zachodu. Już stoicy przestrzegali przed folgowaniem sobie w przyjemnościach, dostrzegając w tym zagrożenie dla wolności człowieka. Seneka, szukający odpowiedzi na pytanie „Co to jest życie szczęśliwe?” doszedł do wniosku, że człowiek chcący żyć szczęśliwie musi zdobyć dobro. Jako stoik oczywiście określił tymże dobrem cnotę, a spośród innych rzeczy, które mogłyby przyjąć tę rolę odrzucił między innymi rozkosz. Dobro do którego dąży człowiek musi być, zdaniem Seneki[2], czymś stałym i niezmiennym, a także ustanowionym wysoko. Przyjemnostki zaś są ze swej natury nietrwałe i ulotne. Jak czytamy u wspomnianego filozofa: „W momencie kiedy wre najgoręcej, wtedy się właśnie zupełnie oziębia. Jej pojemność jest niezbyt wielka, toteż napełnia się szybko, przemienia się w przesyt i zaraz po pierwszym silniejszym ożywieniu zapada w otępienie i gnuśność. Również i taka nie może nigdy być niezawodna, która swą naturę zasadza na ruchu: bo przecież wskutek tego nie może mieć trwałej podstawy istnienia rzecz, która nadchodzi i błyskawicznie przemija, po to, aby rozwiać się wniwecz przez samo swoje użycie, ponieważ zmierza do punktu, w którym ma ustać, a ledwie się zacznie, dobiega końca”[3]. Ludzie uganiający się za nimi, prędzej czy później stają się jak osły, które idą za marchewką na kiju. Albo koty, rzucające się na kropkę wskaźnika laserowego, którą ktoś inny kieruje. Wybór zła, zawsze jest wyborem niewoli, nawet jeśli konsekwencje zostaną odroczone w czasie. Dekalog czy inne ograniczenia naszej wolności, nie są jej stłamszeniem, ale strażnikami. Ponowoczesność w jakiej przyszło nam żyć, kontestuje moralność jako opresyjną, tłamszącą nasz indywidualizm i ekspresję swojej tożsamości. Być może mieszam teraz pewne porządki, ale wydaje mi się, że ten ruch (przynajmniej na ten moment, kto wie jaka będzie kolejna mutacja) w poszukiwaniu wolności podważa już nawet biologiczne, empirycznie namacalne, fakty. I o ile cieszy mnie chichot historii, która udowodniła, że Oświecenie w dalekiej perspektywie sprowadziło na Zachód niespotykaną ciemnotę, o tyle żal serce ściska gdy myślę o długofalowych skutkach dla państwa, Narodu i jednostki. Ktoś może powiedzieć, że wybrał taką drogę życia. I ma rację co do tego, że dał się zakuć w kajdany przyjemności, albo innego fałszywego dobra. Ziomkowie Pinokia, którzy zostali osłami też wybrali drogę wiodącą do takiego końca, nawet jeśli go nie chcieli. Przytoczony na początku tego artykułu lakoński jeniec, biorąc udział w wojnie liczył się z tym, że może trafić do niewoli, lecz pomimo tego nie utracił tej wewnętrznej wolności, która czyniła go człowiekiem. Wolny – ale po co? Być wolnym człowiekiem nie jest łatwo, a wielkim pokazem pychy jest wiara współczesności w to, że każdy może sobie z tym wyzwaniem poradzić. Żeby jakoś je udźwignąć nieustannie trzeba, parafrazując poetę, zmagać się z Szatanem, światem i samym sobą. Mądrość konserwatyzmu, której liberałowie nie chcą przyjąć, polega na uznaniu słabości człowieka za część naszej ziemskiej doli. Nadzieja oferowana przez katolicyzm mówi, że nie jesteśmy w tych zmaganiach pozostawieni samym sobie. Mamy po swojej stronie Kościół i Sakramenty. Mamy tyle pięknych życiorysów, na których możemy się wspierać. Mamy szereg przestróg, które nas ostrzegają, byśmy przypadkiem nie stawiając nogi na Wyspie (złudnej) Radości, nie skończyli w jasyrze. Wolność jest czymś pięknym, bo dzięki niej człowiek może z własnej woli wybrać Dobro i czynić dobro – sprawiając by jego życie było owocne. Ostatecznie wybór zła zawsze kończy się jałowo i bezowocnie, co już jako cywilizacja doświadczamy. „Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie!”.[4] [1] M. Pirożyński, Kształcenie charakteru, Warszawa 2017, s. 19. [2] Podobne stanowisko podzielał o. Pirożyński, o czym pisał w przytoczonej wcześniej książeczce. [3] Seneka, O życiu szczęśliwym w; Dialogi, tłum. L. Joachimowicz, Warszawa 1998, s. 167. [4] Ga 5, 13 Więcej tekstów autora. Nawigacja wpisu A wam w głowie tylko krzywda – A. Leszczak Nim się wszyscy poobrażamy – A. Leszczak