W Polsce mierzymy się z bezprecedensowym kryzysem demograficznym. Na temat jego przyczyn, skutków i jak z nim walczyć wylano już morze atramentu. W tekście chciałbym się skupić nad jednym z problematycznych wątków dotyczącym tej sprawy i poszukać rozwiązania.

Jedną z kwestii, które najbardziej ciążą nad Polską demografią jest kwestia bezdzietności. W Polsce współczynnik takich osób jest wyjątkowo wysoki . Coś więc musi być w naszym kraju nie tak, że ta patologia rozprzestrzeniła się na tak szeroko.

Oczywiście niemożliwym jest żeby wszyscy mieli dzieci chociażby z powodów czysto biologicznych. Biorąc jednak pod uwagę naszą dramatyczną sytuację musimy dążyć do maksymalnego ograniczenia tego zjawiska. Jednym z takich sposobów może być promocja małżeństw z rozsądku, a dokładnie związków powodowanych chęcią zrobienia czegoś dobrego dla Państwa i Narodu.

Do refleksji wokół tego tematu skłoniły mnie rozmowy, które prowadziłem z bezdzietnymi kobietami w środowiskach prawicowych. Niewiasty te pomimo posiadania wszelkich przymiotów do założenia rodziny nie robiły tego jednak. Gdy próbowałem im jako alternatywę zaproponować wizję małżeństwa z rozsądku w którym to najwyższym celem byłaby prokreacja dla dobra Państwa i Narodu one ją z oburzeniem odrzucały. Zastanowiło mnie skąd u nich tak głęboka awersja, pomimo bądź co bądź słusznego światopoglądu. Coś musiało być w nich nie tak, że w tej jednej sprawie przyjmowały stanowisko par excellence liberalne. 

Małżeństwa z rozsądku funkcjonowały w naszej kulturze przez setki lat. Dopiero w ostatnich stu latach zostały zmarginalizowane przez związki z miłości. Spowodowane było to zmianą jednej z najważniejszych determinant ludzkiego działania i zachowania – kultury.

Jednak to, że coś odeszło w przeszłość nie znaczy, że nie może i nie powinno wrócić. Biorąc pod uwagę dramatyczną sytuację demograficzną naszego Narodu i Państwa musimy dołożyć wszelkich starań żeby maksymalizować nasz potencjał. Jeśli współczynnik bezdzietności wynosi wśród młodych osób około 25%, to z punktu widzenia dobra wspólnego musimy dążyć do jego ograniczenia.

Jednym, choć oczywiście nie jedynym sposobem na to, jest promocja małżeństw z rozsądku. Każdy związek jest pięknym przykładem poświęcenia swojej osoby. Związek kobiety i mężczyzny ma ten dodatkowy walor, że nie tylko polega on na wzajemnym poświęcaniu się i ofiarowaniu, ale również daje jeden z najcenniejszych darów, który możemy dać naszej wspólnocie – nowe życie.

Kształtowanie więc mężczyzn i kobiet w duchu ofiary oraz poświęcania się dla wspólnoty powinno być naszym celem. Jest to dobry początek do budowy silnego społeczeństwa w którym wspólnie budujemy naszą przyszłość, a nie jesteśmy jedynie zbiorem ,,cząstek elementarnych”.

Tworzenie wspólnoty wymaga od nas ciągłej pracy i poświęceń, a jednym z większych może być częściowo zrezygnowanie z siebie dla budowania siły wspólnoty. Podświadomie rozumieją to chociażby obywatele Izraela, co analizowałem szerzej w swoim wcześniejszym artykule.

Edukacja w tym duchu musi być oczywiście udziałem obu płci, ale szczególny nacisk wywierać powinniśmy na kobiety. Z moich osobistych obserwacji i doświadczeń wynika, że liberalizm zakorzenił się w nich wyjątkowo silnie i jego wyrwanie będzie wymagało wielkiej pracy. Zauważają to również inni publicyści, czego najlepszym przykładem jest słynny artykuł p. Adama Szabelaka pod tytułem ,,Bezdzietne kobiety (z wyboru) to obecnie największe darmozjady społeczne”. Najcenniejszy jest w nim oczywiście ten wspólnotowy sposób patrzenia na świat.

Największym problemem, który dotyka naszą cywilizację nie jest opresja, ale liberalizm i religia praw człowieka. Gustaw Herling-Grudziński w wywiadzie przeprowadzonym przez Włodzimierza Boleckiego, stwierdził że totalitaryzm trzeba z siebie wyciskać każdego dnia po kontakcie z nim. Być może tak samo jest z dzisiejszym totalizującym się liberalizmem?

Jednym ze sposobów ograniczenia jego niszczącego wpływu mogą być właśnie związki i małżeństwa z rozsądku. W nich to, samorealizacja i indywidualne szczęście schodzą na plan dalszy, a na pierwszym miejscu byłoby budowanie siły Państwa i Narodu.

W końcu, czyż może być coś piękniejszego niż związek kobiety i mężczyzny, który stawia sobie za cel nie wartości liberalne, a chce budować to co najcenniejsze i najważniejsze, czyli Wielką Polskę? Nasza obecność na tym świecie jest jedynie chwilowa, a jesteśmy przecież częścią wielkiego łańcucha zbudowanego z przeszłych i przyszłych pokoleń. Świetnie rozumie to nawet lewicowy publicysta p. Marcin Giełzak, który w swoim artykule pod tytułem ,,Dlaczego nie jestem liberałem” stwierdził: ,,Liberalizm tymczasem przydaje się przy pracy ukierunkowanej na dobro wspólne jak szklany młotek. (…) Mityczną jednostkę tworzą tysiące lat historii, setki relacji i dziesiątki instytucji. Może się ona buntować przeciw temu wszystkiemu, czasem wręcz powinna, ale z pełną świadomością, że jest to bunt kwiatu przeciw jego korzeniom. Wspólnotowiec tymczasem rozumie, że wszyscy jesteśmy „skądś”, a dla większości z nas ojczyzną nie jest strefa wolnocłowa, a domem – hotel.”

Jeśli chcemy osiągnąć pożądany efekt musimy ten sposób myślenia zaszczepić w dużej części społeczeństwa. W rywalizacji o nazwie ,,demografia” stają w szranki przede wszystkim całe Narody, a wpływ jednostki na ostateczny wynik jest pomijalny. Czas więc abyśmy jako wspólnota zaczęli w końcu wygrywać.