Liberalizm jest ideologią hegemoniczną. Otacza nas zewsząd. Jest systemem operacyjnym, na którym działa zachodnia cywilizacja. Jest myślą, uczynkiem i zaniedbaniem. Aby go zanegować, trzeba więc nie tylko zmiany władzy politycznej (co dobitnie pokazały ostatnie wybory parlamentarne). Liberalizm, aby go przekroczyć, trzeba najpierw pokonać w sobie. A do tego pomocna może być figura średniowiecznego mnicha. Podkreślić chciałbym, że to nie jest jedyna możliwa inspiracja w proponowanej ,,mikrorewolcie przeciwko współczesnemu światu”. Równie dobrze mogą to być inne postawy i pomysły. Ważne, żeby łączyła je współna cecha. Odrzucenie liberalizmu i sprzężonego z nim w nierozłącznym uścisku neoliberalnego kapitalizmu. To właśnie trzeba w sobie pokonać. Jaki był więc głęboki sens życia mnicha? Służba. W ich przypadku była to oczywiście służba Bogu. Dlatego też średnowieczni mnisi często nawet nie podpisywali swoich dzieł tworząc i działając na chwałę boską. Jednocześnie nie zaniedbywali oni sfery profanum prowadząć szpitale, przytułki, biblioteki czy po prostu pracując na roli. Nie robili oni tego jednak aby osiągąć zysk. To była dla nich służba Bogu (bezpośrednio lub pośrednio), która celem nie było indywidualne dorabianie się. Służba i poświęcenie swojej osoby dla innych może ułatwić nam wyrwanie się z indywidualistycznej i liberalnej logiki pracy zarobkowej. Jej prawdziwym celem jest w końcu indywidualny zysk, a nie żadna służba. Pracujemy przecież po to, aby zarabiać pieniądze, a dzięki nim konsumować. Schemat ten przypomina mi często egzystencję chomika w kołowrotku, który musi biec coraz szybciej i szybciej aby nadążyć za urządzeniem, które sam napędza. System jest z tego oczywiście niezwykle rad. Im więcej pracujemy tym więcej produkujemy, ale też zarabiamy i tym więcej konsumujemy. A im więcej konsumujemy, tym większe są zyski. W ten sposób samobójczo napędzając tę maszynę. I tak ten system trwa i się samoreprodukuje. Jest to miękkie niewolnictwo, które opiera się głównie na uzależnieniu, a nie na prawie. Wspomniana służba nie musi być, w XXI wieku, li tylko ograniczona do Pana Boga. Może być to równie dobrze, praca na rzecz państwa, wspólnoty lokalnej czy narodowej, rodziny lub jeszcze innej inicjatywy. Może to być działalność w związku zawodowym, lokalnej parafii, stowarzyszeniu, kole naukowym czy organizacji społecznej. Miejsce nie ma zresztą aż tak wielkiego znaczenia. Chodzi o to aby we własnym umyśle odrzucić rynkową logikę myślenia. No i by swoim działaniem czynić obiektywne dobro. To też było w końcu sensem życia mnichów. Mylnym byłby jednak wniosek, że proponuję wskrzesić styl życia Diogenesa. Średniowieczni mnisi pracowali przecież. W końcu to wsród benedektynów powstało słynne motto ora et labora (módl się i pracuj). Ich praca jednak miała zupełnie inną filozofię. Nie miała ona na celu indwidualnych zysków. Pracowali oni wspólnie i z ich wspólnej pracy zaspokajali oni swoje potrzeby materialne. Przede wszystkim jednak praca nie była dla nich sensem życia, wręcz przeciwnie. Chodziło o coś więcej, o służbę Bogu. Nie dorabali się oni, a jedynie zaspokajali elementarne egzystencjalne potrzeby, po to aby realizować o wiele większe cele, których nie da się ująć w suche karby bilansu ekonomicznego. Ten właśnie sposób życia może być dla nas, w bardzo nieprzyjaznym dla prawicowca świecie, drogowskazem. Nikt z nas w pojedynkę nie zmieni świata i kapitalizmu. Każdy z nas może jednak zmienić swoje życie, a przede wszystkim swoją postawę i spojrzenie na świat. Można więc zabić kapitalizm w sobie. Tylko od nas w końcu zależy czy mu się poddamy. Biorąc pod uwagę niesamowity skok technologiczny i gospodarczy którego dokonaliśmy, będzie to o wiele łatwiejsze niż kiedyś. Może więc nie potrzebujemy kolejnego gadżetu, wakacji dwa razy do roku, droższego modelu telefonu czy leasingu samochodu, na którego będziemy musieli wziąć nadgodziny lub dodatkową pracę? Dzięki rozsądnemu ograniczeniu swoich potrzeb konsumpcyjnych będziemy mogli zająć się rzeczami naprawdę dobrymi i nas interesującymi. Ale może my sami jak i cały świat wokół nas będziemy lepsi gdy upodobnimy się do średniowiecznego mnicha. I ,paradoksalnie, właśnie wtedy będziemy bardziej wolni. Wizję tę próbuję realizować również w swoim życiu. Ograniczyłem swoją konsumpcję, zawsze zadając sobie uprzednio przed zakupem pytanie czy dana rzecz jest mi naprawdę potrzebna. Staram się naprawiać wszystko co uległo zepsuciu. To wszystko umożliwia mi większą niezależność od systemu, ale także pozwala mi skupić się na tym co naprawdę ważne. Właśnie o to w mojej wizji chodzi, aby zanegować kapitalizm w swojej głowie, a to jest pierwszy krok do zmiany świata. Nie zwalniajmy więc tego kołowrotka. My go, w swojej głowie, połammy. Więcej tekstów tego autora. Nawigacja wpisu Ukryte imperium wybiera władcę – I. Olech Powszechna Deklaracja Praw Człowieka w 75 rocznicę powstania – European Coservative