47. prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki został ponownie Donald Trump – miliarder, ekscentryk, dziś można także powiedzieć – polityk z krwi i kości przyprawiający o mdłości elity liberalne i lewicowe, które zna na wylot. W tej sytuacji (dodajmy upadek rządu niemieckiego), potrzeba refleksji w Polsce na temat kierunku naszej rodzimej prawicy, by przypadkiem nie zatrzymać się jedynie na skandowaniu nazwiska obcego-zaprzyjaźnionego przywódcy w polskim Sejmie, lecz by także wybory prezydenckie w Polsce okazały się tryumfem.

Nie chcąc dokonywać wielkiej analizy, dlaczego Trump wygrał wybory za oceanem, warto zauważyć, że Partia Republikańska – amerykańska prawica, przyjęła w ostatnim czasie rys prawicy bardziej europejskiej, dość zbieżnej także z polską prawicą, reprezentowaną zwłaszcza przez partię Prawo i Sprawiedliwość. Z partii, która reprezentowała ogromne bogactwo starych kapitalistów (old money) i wolnych kowbojów i ranczerów, istotną częścią elektoratu stali się robotnicy, bezrobotni i porzuceni Amerykanie w „pasie rdzy”. Partia Republikańska nie jest tam, gdzie Milton Friedman i reaganomika. Bliższy jest mu dzisiaj solidaryzm gospodarczy o silnych narodowo-konserwatywnych cechach. A jednak nie ulega wątpliwości, nie ma znaku równości między polską a amerykańską prawicą, to jednak nawet jeśli uznamy, że Polacy są trendsetterem narodów i pewne idee, które w Polsce wcześniej „zakwitły” (a nawet przekwitły, gdyż prawica straciła władzę w momencie, gdy Zachód skręca na prawo), nie oznacza to, że i od największych nie można podpatrzeć istotnych elementów, które będą grały „prawicową melodię” modną w świecie łacińskim, której trzeba nauczyć się na pamięć.

1. Partia Republikańska poszerzyła swoją bazę wyborców o te grupy, które dziś w Polsce od lat stanowią podstawową bazę wyborczą polskiej prawicy. Chodzi o to, by polska prawica mogła umocnić się w tych grupach społecznych, które w Polsce „mogą należeć do prawicy”, a w Ameryce „należą od dawna”. Obok narodowego solidaryzmu, potrzeba mocniej wyakcentować cechy klasycznego republikanizmu mocno osadzone w polskiej tradycji. W czasie wojen za wschodnią granicą czy dopiero co przeżytej powodzi na Dolnym Śląsku, dziś potrzeba przypomnieć klasyczną tradycję wolnościową („prawa za obowiązki”) – wolności do, a dopiero potem wolności do. Coraz bardziej popularna staje się postawa odpowiedzialności za wspólnotę, za Polskę. Chcemy takich polityków i Polacy chcą tacy być. Wziąć w swoje ręce za obronę cywilną, za bezpieczeństwo. Potrzeba promowania i afirmacji już istniejącej istotnej grupy polskich patriotów, którzy nie uciekają od obowiązków. W tym sensie można powiedzieć – potrzeba trafić do „wolnych republikanów”, rodzących się młodych elit osadzonych w myśleniu geopolitycznym, ludzi ambitnych, ale nie egoistycznych. Nie jest to prosty populizm – „damy wam coś”, lecz najpierw docenienie postawy służebnej, a następnie obietnica praw: mniejszej biurokracji w pierwszej kolejności. W tym aspekcie wręcz wolnym odłogiem leżą elity małomiasteczkowe i drobni przedsiębiorcy, którymi dziś nikt się nie zajmuje. Wolność, lekki narodowy protekcjonizm i obietnica odbiurokratyzowania pojawiały się incydentalnie w kampanii w roku 2015. Dziś to grupy „wykluczone”.

2. Tak amerykańska, jak i polska prawica stoją prowincją. Polskie rządy prawicowe podniosły zamożność tej części Polski, dokonując tzw. rewolucji godnościowej. Najubożsi i zapomniani uzyskali elementarną podmiotowość. Państwo uczyniło z nich obywateli. Krok ten nie został zakończony, ponieważ wojna na Ukrainie i kryzys gospodarczy wynikły z działań mających przeciwdziałać pandemii, doprowadziły do inflacji i kolejnej fali ubożenia Polaków. Jednocześnie polska prowincja dzięki owej rewolucji stała się Polską aspiracyjną, Polską ambitną, która dzięki rybie, oczekuje wędki, by móc pnąc się w górę. Nie zapomniawszy o pierwszym elemencie, trzeba położyć aspekt na tę okoliczność i zaproponować drugą rewolucję godnościową. W gruncie rzeczy nikt nie chce być parweniuszem. Należy zaproponować wielki narodowy plan dla polskiej prowincji, tak by życie na wsi i w małym miasteczku dawało ludziom atrakcyjne perspektywy (na wsi są one już miejscami realne, chociaż niewypromowane i w świadomości społecznej, zwłaszcza młodych kobiet, nieuświadomione), ale małe miasteczka i polska powiatowa wciąż nie wie, gdzie zmierza, wciąż czuje się przez państwo opuszczona. Z punktu widzenia społecznego to najważniejsze zadanie dla polskiej prawicy: powstrzymać exodus ambitnych młodych z prowincji do miast, którzy otrzymali tę możliwość dzięki „pierwszej rewolucji”. Docenianie wsi i ochrona najuboższych to fundament, ale nie meta.

3. Donald Trump wiele swoich przemówień poświęcił sprawom gospodarczym. Nie zrezygnował jednak z agendy konserwatywnej. Nie zapomniał o tych wyborcach. Sprawy ekonomiczne (jakkolwiek dziś wciąż uznaje się je za najważniejsze), bynajmniej nie są wyizolowane od wojen kulturowych. W wyborach prezydenckich kandydaci prawicy nie powinni promować konsumpcjonistycznej wizji bogacza, zapominając o tym, że „nie samym chlebem żyje człowiek”. Postawa konserwatywna, osadzona w polskiej kulturze i tradycji, nie powinna być ani sztuczna, ani okrojona. Postawa pochwały wobec tradycji nie może być supermarketem – to przyjmuję, to dziś odrzucam, gdyż jest niepopularne. Jednakże Trump trafiał najczęściej w te punkty, które dziś w Ameryce były najistotniejsze (woke, gender, operacje zmiany płci u nieletnich). To droga, którą można wykorzystać. Polskie społeczeństwo w całości jest o wiele bardziej konserwatywne, niż się wydaje, o wiele bardziej tradycyjne i patriotyczne; tylko trzeba zrozumieć (wbrew poprzednim kampaniom prawicy), że ów konserwatyzm nie jest wszędzie równomierny, nie wygląda tak, jak w Warszawie, Gdańsku, czy Wrocławiu. W wielkich miastach ten kontrast jest o wiele większy, ale już w Polsce powiatowej, jak w Elblągu, Kaliszu, czy Tarnowie ludzie nie czują się zaatakowani w swej tradycji; będąc bardziej liberalni, wciąż uczęszczają do kościoła, na groby w listopadzie, na rodzinne wigilie. Mocniejsza afirmacja wartości rodzinnych i wspólnotowych jest czymś, na co czekają, czego pragną. Może tu pomóc charakter polskich partii politycznych. Polska jest bardziej konserwatywna niż Zachód, gdyż polska prawica pod kątem światopoglądowym jest na czele zachodniej prawicy, polscy liberałowie i polska lewica zaś jest na tyle zachodniej lewicy. Skręt na prawo Europy i Ameryki przypomina jako żywo to, co w Polsce słyszymy od lat. Z kolei nasze rodzime partie lewicowo-liberalne, wciąż próbują dobijać do tego, co głoszą jako postęp, a to na zachodzie staje się skansenem i muzeum. Tej szansy niestety mało kto zauważa.

4. Kolejny punkt wiąże się z poprzednim. W istocie polska kultura polityczna od Kadłubka mocniej osadzona jest na etyce cnót Arystotelesa niż ideach Platońskich, stąd Polacy o wiele mocniej pragną polityka o takich cechach jak: uczciwość, pracowitość i odwaga. Są w stanie zaakceptować polityka o nieco odmiennych poglądach niż własne, o ile uznają polityka za kogoś prawdziwego, autentycznego, pełnego życia, pewnego siebie i oczywiście – skutecznego. Kimś takim jest też Donald Trump – nie udaje, nie zakłada fałszywych masek. Prawica nie powinna szukać nijakiego, beztwarzowego kandydata, który w obliczu modniejszych idei liberalnych, wobec oponenta nie wyjdzie na zbyt radykalnego. Przeciwnie, jeśli mocno osadzi się kandydata w życiu zwykłych Polaków i odpowie się na ambicje i aspiracje polskiej prowincji, należy postawić na radosną wyrazistość kandydata, na człowieka z „krwi i kości”. Tak jak Trump, kandydat na prezydenta, o ile nie straci pewnej sympatii i takiej pogody ducha, w sposób szczególny może być, może nie tyle bezczelny, ile pozytywnie zuchwały, z nutą ułańskiej fantazji, która charakteryzuje ludzi wolnych. Nie stawiajmy na demokratyczne poddaństwo ludzi poprawnie ułożonych. Nijakość i miałkość nie odpowiada polskiemu republikanizmowi. Polacy tacy nie są. Zresztą ten punkt może także przysporzyć poparcie części naszych elit. Trump nie wygrał w Nowym Jorku, ale jest lubiany w tym mieście. Wbrew temu, co sądzi część Polaków, którzy aspirują do klasy średniej, zuchwałość, szorstkość, może nawet cynizm to postawy, które charakteryzują ludzi władzy i pieniędzy, a nie elegancja, nie uniżoność, czy fałszywa dyplomacja. Nie bać się – to postawa, która powinna przebijać się przez całą polską prawicę.

5. W tym kontekście należy dokonać transformacji polskiej polaryzacji społecznej. Pewna część tzw. normalsów jest rzeczywiście wrażliwa na to, że Polacy są politycznie skłóceni. Jednak przejście na pozycje polityki realnej, a nie partyjnej, przejście na pozycje proaspiracyjne i prorozwojowe (które dla wyborców niezdecydowanych są o wiele ważniejsze), to kierunek, który zakopuje podział, bez względu na wyrazistość poglądów kandydata. Wreszcie trzeba podkreślić, że każda zdrowa wspólnota akceptuje i znajduje w przestrzeni publicznej miejsce dla tych, którzy kontestują wspólnotę i kształt, który jej proponujemy. Tu nie ma innego kierunku (choć to temat już na inny, o wiele dłuższy esej) jak zaproponować reformę ustrojową dla Polski, nową konstytucję, czy jak mówią geopolitycy – „nową umowę społeczną”, odnawiającą całą wspólnotę polityczną, jaką jest Polski Naród. Nie w opozycji do, lecz jako wyraz modernizacji państwa, nowoczesnej odpowiedzi instytucjonalnej dla współczesnych Polaków. Chcemy zakopać podziały społeczne w Polsce – zaproponujmy nową wizję państwa, zamiast miałkości powrotu do lat 90., które nigdy nie wrócą i wzywania do „zgody dla samej zgody”. Taka miałkość co prawda jest w stanie wygrywać, jeśli nikt nie zaproponuje tzw. normalsom czegoś sensowniejszego (vide październikowy sukces Szymona Hołowni). Jednak przy pierwszym blasku czegoś konkretniejszego, taka zgoda narodowa traci swój blask i staje się kiepskim dowcipem.

Na przełomie listopada i grudnia poznamy prawdopodobnie dwóch najważniejszych kandydatów na prezydenta Polski. Polska prawica ma jak najbardziej szansę wygrać te wybory. Powszechnie uważa się, że wystawienie kandydata o wyrazistych, wręcz betonowych poglądach partyjnych, gdyż to odstraszy „normalsów, centrum, zdroworozsądkowych”, będzie skutkować porażką wyborczą. I to prawda. Sęk w tym, by spersonalizować (i odpartyjnić) kandydata. Postawić na wyrazistość konkretnej osoby, na jego silny charakter, a nie partyjny przekaz. To jest różnica, którą zrobił Donald Trump jeszcze przed pierwszą kadencją, gdy wszedł do Partii Republikańskiej zupełnie nie z mainstreamu tego starego politycznego molocha. Nadto z pozycji „wcielony diabeł”, stał się po raz drugi prezydentem zwykłych Amerykanów. Dominować w przekazie powinna zatem radosna śmiałość, odwaga w przywiązaniu do tradycji, nadzieja, by (sic!): „make Poland great again”, a przede wszystkim przywiązanie do rzeczywistości takiej, jaka jest, bez bujania w nijakości, charakteryzującej prawicowych tchórzy, zagonionych do narożnika i oszołomionych po dotkliwych ciosach, ledwo stojących na nogach, którzy tak bardzo przejęli się wizją umierania tradycji narodowej, zwątpiwszy w nią, chcą postawić na kandydata jak najbardziej akceptowalnego dla liberalnego mainstreamu. Zdrowy uczciwy człowiek posiada przeciwników. Spierajmy się z nimi kulturalnie i na wesoło, bez zadęcia, jako coś oczywistego, a nie jako coś równorzędnego. Jeśli nasza wiara jest pewna co do wartości rodziny, narodu i życia (w tym znaczeniu, że życie ma sens i warto być szlachetnym) – naprawdę, nie mamy się czego bać.

Czy polską prawicę stać na charyzmatycznego, silnego lidera na czasy światowego (i polskiego) przełomu?

Sprawdź inne artykuły tego autora