Choć powinien prowadzić tryb wodno-lądowy, aksolotl meksykański zatrzymuje się w fazie larwalnej i na ląd nie wychodzi. Naukowcy przypuszczają, że jest to winą wady tarczycy u wszystkich przedstawicieli tego gatunku. Dowodem, że problem leży w niedojrzałości płaza jest to, że daje się go obejść w laboratoryjnych warunkach, gdzie za sprawą terapii hormonalnej aksolotl zrzuca płetwę i przeobraża się w dojrzalszą formę zwierzęcia. Nie jest to jednak artykuł traktujący o ciekawostce ze świata przyrody, ale o… Polsce i jej mentalności. Nierzadko bowiem to Polskę nazywa się aksolotlem przez jej dziecięcą niedojrzałość, czy też określając to nieco konkretniej, miękkość polityczną. Na czym polega niedojrzałość? Naiwnie utrzymujemy, że słuszność moralna na arenie międzynarodowej jest najistotniejszą zaletą naszego narodowego ducha. Także na potrzeby wewnętrzne, na przykład polityki historycznej, promowany jest nierzadko obraz eksponowania swojej słabości jako cnoty, którą powinni wszyscy przyjmować z uznaniem. Już w rzeczywistości politycznej dwudziestolecia międzywojennego Roman Dmowski w „Myślach nowoczesnego Polaka” pisał o narodowej teorii, w której wymyśliliśmy sobie, że rola pobitych jest piękniejsza od roli zwycięzców, nawiązując w ten sposób do stworzenia krystalicznego mitu powstania styczniowego. Dzisiejsza rzeczywistość kroczy podobną ścieżką. Dobrze to widać w świecie polskiej kultury, gdzie od lat narzeka się, że producenci i twórcy nie potrafią się przebić z naszym dziedzictwem kulturowym i dyskursem historycznym do szerszej widowni, ani odcisnąć swojego wpływu w popkulturze. Kwestia nieporadności jest oczywiście wielowarstwowa, jednak najbardziej fundamentalnym problemem jest sposób myślenia Polaków a nasza kultura umysłowa jest pochodną ścieżki historycznej. Można powiedzieć, że dzieje się tak, bo zamiast rzeczowej analizy i stworzenia jasnego mitu, który przyprawia nas o wielkość, częściej popadamy w romantyczną uczuciowość, poryw emocji i idealizowanie wydarzeń historycznych związanych z porażkami. W praktyce, dziecięctwo Polaków objawia się przede wszystkim w ukazaniu cierpienia jako naszej najbardziej okazałej cnoty. Prawdziwa dojrzałość polega na połączeniu trudnych momentów w historii z nadziejami i szansami, jakie tkwią w młodym pokoleniu. Istnieje jednak wspomniana teoria, z pewnością nie odbiegająca daleko od prawdy, że Polacy mają tożsamość opartą o syndrom ofiary i poczucie krzywdy, co ma swoje następstwo w idealizowaniu walki o wolność, prawdę tudzież sprawiedliwość. Otwartym wydaje się więc pytanie, w jaki sposób można osiągnąć naszą dorosłość? W jaki sposób możemy przezwyciężyć tę emocjonalną niemoc? I czy tak naprawdę… powinniśmy iść w tę stronę. Kreowanie mitów Prostą odpowiedzią wydawać by się mogło odwołanie do wielkiego mitu z przeszłości, co postuluje wiele środowisk intelektualnych. Hipoteza ta ma swoje wzorce w krajach Zachodu, lecz wydaje się ona zupełnie nie nadawać na grunt polski. Z podobnymi mitami już eksperymentowano w naszej najbliższej historii i objawiały się one w kultywowaniu wzorca zwycięskiej husarii, walecznych, nieustraszonych rycerzy będących postrachem dla wrogów w Europie i poza nią. Ten mit nawet współgrał z realnymi problemami społecznymi, takimi jak kryzys migracyjny z krajów arabskich. Etniczność przybyszy pasowała do narracji o zwycięskiej Bitwie pod Chocimiem czy Wiktorii Wiedeńskiej. Mity te jednak były krótkotrwałe i stały się obiektem szyderczych memów a moda szybko zanikła stając się pośmiewiskiem wśród młodych. Stworzony husaryjny obraz nie miał w sobie nic złego a nawet trafił na swoje „pięć minut” w dogodnych warunkach politycznych, lecz problem leżał dużo głębiej. Zgryzotą nie jest treść mitu, czy to niosącego ze sobą zwycięsko kroczącą husarię, czy kultywowanie przegranych powstań. Trzeba przełamać pełną kompleksów mentalność Pozwólmy sobie, na potrzeby analizy, zastanowić się co jest jądrem problemu. Czy rzeczywiście jest nią porażka sama w sobie? Czy człowiek nie jest ukształtowany tak, żeby na błędach i porażkach się uczyć? Jeśli przyjmiemy hipotezę, że społeczeństwo jest tylko uśrednionym statystycznie organizmem ludzkim, pytaniem będącym podstawą ułatwiającą dalsze rozważanie jest: dlaczego nie uczymy się na własnych błędach? Czy są one już z definicji problemem, którego powinniśmy się wstydzić, o którym powinniśmy mówić z niesmakiem lub przekłamaniem? Czy potraktować go jak budującą przeszłość? Bolączką jest fakt, że Polacy są skłonni do pieszczenia swoich porażek, zamiast wyciągać z nich wnioski. Najlepiej to widać na przykładzie Powstania Warszawskiego, które stało się lontem odpalającym, z dwóch różnych perspektyw, tę samą złą w skutkach narrację. Pierwszą jest wspomniane karmienie się cierpieniem, łzawe pieszczenie swoich ran, szukanie dramaturgii i bohaterstwa za cenę jakąkolwiek, byle ukazać siebie jako przegranych lecz krystalicznie czystych. Przeciwna frakcja stoi na stanowisku, że walkę z Niemcami w 1944 roku należałoby ukazać jako wielką katastrofę, do której nie możemy więcej dopuścić. Obie postawy budzą sprzeciw. O wadach niedojrzałego spojrzenia na własną historię można napisać całą książkę, z kolei odradzanie się i transformowanie społeczności może się dokonać tylko poprzez prawdę, a nie przez jej pominięcie, zakłamanie czy lekceważenie. Powstanie Warszawskie było poważnym ciosem uderzającym w Polskę, ale też i istotną nauką, bez której nie moglibyśmy dojrzale spojrzeć w przyszłość. Narody, które chcą rozwijać i umacniać swoją tożsamość muszą pokonać przeszkody i tak umieć doznawać ciosy, jak i ranić. To właśnie nasze cierpienie powinno być zapalnikiem uruchamiającym zaangażowanie w wewnętrzną politykę. To na tym właśnie, jak i na podobnych mitach, potrafiono budować silną narrację tożsamościową. Można i trzeba z perspektywy czasu surowo oceniać przeszłość, wszak przedwcześnie zakończyło życie wielu niewinnych, młodych ludzi. Z drugiej strony, patrząc koniunkturalnie, było to dla nas niezwykle ważne i narodowotwórcze wydarzenie. Dało nam doświadczenie, które może pozwolić spojrzeć w przyszłość szerzej, zdjąć płachtę aksolotla przez autopsję, że w ostatecznym rozrachunku zostaniemy sami i nikt naszego cierpienia nie doceni. Pozbywając się kompleksów i patrząc dumnie w przyszłość jesteśmy w stanie kreować rzeczywistość na nowych mitach, jak choćby tym popularnym w niektórych kręgach – Polski będącej ostatnim bastionem Europy, walczącej z siłami zdegenerowanego Zachodu. Te powszechne i sztampowe legendy, które nierzadko nie znajdują poklasku w gronie intelektualistów, mają przede wszystkim jeden ważny czynnik, który ma swoją niezwykle istotną wartość – zakres oddziaływania jest masowy. Wiara w te miejskie legendy przepełnia serca głównie prostych, nie interesujących się dogłębnie polityką ludzi, którzy stanowią zdecydowaną większość. Dlatego i my, ludzie intelektu i sprawnego pióra, powinniśmy w nie tym bardziej uwierzyć. Nawigacja wpisu Rozmowy bez recepty: Marihuana – lekarstwo czy środek odurzający? Technicznie rzecz biorąc: Dlaczego powinniśmy lubić rządowe aplikacje?