Oto miasto w ruinie, płonące od wojny, która nań spadła, z ludnością ginącą od uderzeń broni wroga. Kosztowności i świątynie są rabowane. Oto koniec cywilizacji, tak biologiczny jak i duchowy. Ostatni obrońcy próbują resztką sił pokonać najeźdźców – nadaremno. Finalnie, ten który przewodził ostatniemu zrywowi, po nieudolnych próbach odparcia ataku, podejmuje decyzję o porzuceniu miasta. Bierze więc ze sobą ojca, bóstwa domowe – lary i penaty – a drugą ręką prowadzi za sobą syna. I tak, razem z innymi ocalałymi, swoją przeszłością, przyszłością i wartościami idzie naprzód, aby po upadku Troi założyć Rzym. Upłynął pierwszy miesiąc Nowego Roku, w który weszliśmy bogatsi o doświadczenia z ubiegłych lat, może nieco przygnieceni otaczającą nas rzeczywistością, a może niosący jeszcze jakiś ogarek nadziei. Jesteśmy trochę jak ten Eneasz i niedobitkowie z Troi, których dzieje, w krótkim zarysie, powyżej przypomniałem. Obserwujemy jak nasz świat się wali, jak wdzierają do niego obcy. Politycznie sytuacja w kraju nie jawi się w jasnych barwach, z zewnątrz, można powiedzieć, dybią na nas inne siły. Ponadto cała cywilizacja zachodnia wchodzi w kolejny etap swojego kryzysu tożsamościowego, w którym nie tylko przestała siebie rozumieć, ale wręcz zaczęła aktywnie ze sobą walczyć. Nie podnosi też na duchu to, co dzieje się obecnie w Kościele katolickim. Co więc nam pozostaje, gdy wchodzimy w kolejny rok pański? „Na me plecy wsiadaj, ojcze drogi!”1 C. S. Lewis w swojej wartej uwagi książce Odrzucony Obraz. Wprowadzenie do literatury średniowiecznej i renesansowej pięknie opisał w dwóch zdaniach mentalność ludzi średniowiecza. Jak czytamy: „Zarówno historycznie, jak i kosmicznie człowiek średniowiecza stał u stóp schodów; spoglądając w górę, czuł zachwyt. Spojrzenie wstecz, podobnie jak w górę, rozradowywało go majestatycznym widowiskiem, a pokorę nagradzały rozkosze podziwiania.”2 Człowiek dzisiejszy (piszę tu dzisiejszy w ścisłym sensie, czyli żyjący tu i teraz), traktuje przeszłość jako ciążący mu balast. Poprzednie pokolenia, ich osiągnięcia i aspiracje stały się nazbyt odległe, konieczność kontynuacji i zachowania ciągłości między nimi a nami, są zazwyczaj dla człowieka Zachodu konceptem obcym i pozbawionym sensu. No chyba, że chodzi o zbiorową winę za przestępstwa i nietakt naszych dziadów, tutaj znajdą się ludzie poczuwający się do pokuty za dawne zbrodnie i „zbrodnie”. Lewis używając analogii wspinaczki po schodach, pięknie przedstawił potrzebę zachowania pamięci o przeszłości. Nie możemy zrobić kroku do przodu, bez mocnego oparcia się na tym co było. To jakimi ludźmi jesteśmy dzisiaj, jest wynikiem tego co było wczoraj. Zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i szerszym, to dzieje Kościoła, naszego Narodu, i cywilizacji, kształtują sposób naszego mówienia, a nawet myślenia. Racja, nie możemy przyjąć wszystkiego bezkrytycznie, bo niektóre formy stały się przebrzmiałe i przedawnione. Są takie spadki, będące raczej długami zaciągniętymi przez przodków, lecz nie wszystko jest ciężarem. Postawa Eneasza, który z upadającego miasta bierze na barki własnego ojca jest wielce wymowna. Jest zabraniem przeszłości w przyszłość. Ostatecznie każdy z nas kiedyś stanie się przeszłością, w naszej gestii jest dołożenie starań, żeby to była przeszłość, z której można się chlubić. Na zakończenie tego wątku, przywołam jeszcze jeden cytat, tym razem średniowiecznego mnicha, zachęcając Ciebie, drogi czytelniku do refleksji nad tymi słowami: „Jesteśmy karłami, którzy wspięli się na ramiona olbrzymów. W ten sposób widzimy więcej i dalej niż oni, ale nie dlatego, ażeby wzrok nasz był bystrzejszy lub wzrok słuszniejszy, ale dlatego, iż to oni dźwigają nas w górę i podnoszą o całą gigantyczną wysokość.”3 „Penaty święte w dłonie przyjmij, rodzicielu!”4 Starożytność, mam tu oczywiście na myśli Rzym i Grecję, znała dwa wielkie poematy skomponowane (albo i nie5) przez Homera. Iliada i Odyseja były punktem odniesienia i drogowskazem dla poetów (zwłaszcza epoki hellenistycznej), stanowiły podręcznik greki, czasami były podręcznikiem moralności. Nawet wielki krytyk poetyckiej wizji bogów, Platon, znał oba te eposy. Pieśni te silnie ukorzeniły się w mentalności ówczesnych ludzi i były wielkimi opowieściami Greków. Oktawian August zapragnął wielkiej opowieści dla Rzymu, a Wergiliusz miał mu ją dostarczyć. Eneida dopowiada de facto mityczne korzenie Rzymu, konstytuuje go w najdawniejszej, znanej ludom śródziemnomorskim, historii. Niejako, można powiedzieć, usprawiedliwia panowanie Rzymu nad całym światem. Oprócz „ustarożytnienia” ludzi znad Tybru, Eneida miała mieć także charakter pedagogiczny i formacyjny, po to by ocalić państwo6. Stąd, jak zauważył Korpanty7, czołowa postać rzymskiego eposu jest na tle Achillesa czy Odysa nieco sztuczna. To wysycenie Eneasza ideami, nie czyni z niego może postaci przekonująco ludzkiej, ale jest nienajgorszym wizerunkiem propagandowym, swoistym nośnikiem dla cnoty uosobionej przez ostatniego Trojańczyka – pietas. Bowiem Eneas pius est – Eneasz jest zbożny. Cnota ta, w swoim najdawniejszym sensie, oznaczała sumienne wypełnianie zobowiązań wobec cieni przodków z czasem objęła także żywych. W końcu stała się jednoznaczna z wypełnianiem obowiązków wobec bogów8. Co ciekawe, w 27 r. p. n. e. SPQR złożył na ręce Augusta tarczę ozdobioną napisami wychwalającymi jego cnoty, w tym… tak, dobrze zgadujesz Czytelniku – pietas. Czy Eneasz jest odwzorowaniem tego pierwszego spośród równych? Nie poważam się na taką interpretację, idę za Korpantym, który wskazał9, że August był znany z budowy świątyń, służbie Ojczyźnie – wypełnianiu obowiązków. Do życia tego władcy można więc odnieść całą rozpiętość znaczeniową wspomnianego rzeczownika. Eneasz zabiera swojego ojca – przeszłość – ten bierze w jego imieniu (czy też zastępstwie), bóstwa domowe. W przyszłość idzie się z przeszłością, wartościami z niej wyniesionymi i Bogiem. Z tego co pozostawili nam ci byli przed nami, możemy wynieść niejedną mądrość czy ideę, które pomimo upływających wieków nie straciły na aktualności, lecz poświadczały swoją wielkość w każdym pokoleniu. Niewątpliwie żyjemy w czasach zubożenia duchowego i intelektualnego. Na skutek działania różnych filozofii i idei, człowiek współczesny jest pozbawiony wielkiej narracji i celu, do którego mógłby dążyć. W ich miejsce wstawiane są narracje tymczasowe i do bólu przyziemne. Ruchy związane z tożsamością seksualną czy apokaliptyczne wizje klimatyczne dają jakiś erzac duchowości czy celu, o który można by walczyć, lecz ostatecznie zawężają się do tu i teraz. A droga do realizacji założeń tych ruchów jest usłana trupem fundamentów christianitas oraz wolnościami narodów. Nauka katolicka stawia przed człowiekiem cel ostateczny – samego Boga – i nakłada na człowieka obowiązek walki z samym sobą, swoją ułomnością, by móc się doskonalić. Wypadkową upodabniania się do Boga jest to co godne podziwu w naszej kulturze i cywilizacji. Niezmienne normy moralne, niezależne od zmiennych prądów czasu, są fundamentem poprawnego funkcjonowania społeczeństw. Jak napisał Roman Dmowski: „Bez tego, co zrobił chrystianizm i Kościół Rzymski w dziejach, nie istniałyby narody dzisiejsze. Dziełem Kościoła było wychowanie indywidualnej duszy ludzkiej, mającej oparcie moralne w swym własnym sumieniu, a stąd posiadającej poczucie obowiązku i odpowiedzialności osobistej; on związał różne szczepy, z ich odrębnymi kultami szczepowymi, w jednej wielkiej religii (…).”10 „(…) prawicę dziecina Julus chwyta i krokiem biec drobnym poczyna(…)”11 Eneasz opuszcza płonącą Troję, Federico Barocci Eneasz nie opuścił Troi w pojedynkę. Symbolicznie wziął ze sobą swoją przeszłość i wartości, lecz przede wszystkim zabrał swojego syna, samemu stając się pomostem, czy też zwornikiem pomiędzy tym wszystkim. Dzieci, wybacz ten truizm Czytelniku, są przyszłością. Kościoła i Narodu, wspólnoty wiecznej i doczesnej. A niestety jest ich coraz mniej12. Nad problemem demografii pochylili się i pochylają mądrzejsi ode mnie, zatem im go zostawiam. Chcę zwrócić uwagę na problem, z którym my prawica, konserwatyści, się borykamy. Jest nim niemożność transmisji naszych poglądów na szeroką skalę przez co tracimy wpływ na młode pokolenie. Wartości katolickie, konserwatywne czy narodowe, nie mają wielu mediów poprzez które mogłyby skutecznie wnikać w serca i umysły młodych ludzi. A jeśli już istnieją takie media, są one często w formie nieprzystającej i nieatrakcyjnej, dla potencjalnego odbiorcy. Z drugiej strony te wartości nie są przyjemne. Tam gdzie liberalny świat stawia na piedestale „mnie” i zdejmuje z „moich” barków kolejne obowiązki i odpowiedzialności, prawica mówi o obowiązkach i powinnościach. W dodatku, mówi coś o jakiejś służbie czy to Bogu czy swojej wspólnocie. W tej optyce „ja” staję się mniej ważne od „my”. Ojciec Pirożyński w swojej cennej książeczce Kształcenie charakteru, napisał słowa, które niejednego współcześniaka mogą wprawić w stan przedzawałowy. Oto one: „Istotną przeszkodą w kształceniu charakteru jest poddawanie się egoizmowi. Egoizm – to wróg charakteru Nr 1.”13. Oczywiście, zauważa autor, miłość własna nie jest zła sama w sobie, bo jest częścią naszej natury i służy trosce o zdrowie własne14. Gdy jednak staje się ona dominująca – zamienia się w truciznę. Następnie autor przeszedł do przedstawienia w jakich sytuacjach przerost miłości własnej staje się zabójczy, jednak nie będę referował książki – zachęcam do zapoznania się z nią. Ograniczę się jedynie do przytoczenia przykładu z Herostratesem15. Był to pewien człowiek, żyjący w starożytności. Chcąc zapisać się w pamięci potomnych, spalił świątynię Artemidy w Efezie. I tyle. Stał się najsłynniejszym podpalaczem świata, ograbiwszy świat z piękna. Ciężko nazwać to piękną sławą. Tylko jak wykształcić właściwe postawy u tych, którzy przyjdą po nas? Zaryzykuję podzieleniem się swoją opinią. Bądźmy Eneaszami. Przyjmijmy na swe barki naszą przeszłość, naszych przodków. Idźmy w podróż z Bogiem i wartościami, jako naszymi latarniami, w życiu społecznym i indywidualnym. Zmiana zaczyna się od indywidualnej pracy każdego z nas, a prawidłowa formacja jednostki jest pierwszym krokiem do właściwego ukształtowania drugiego człowieka. 1 Publiusz Wergiliusz, Eneida, tłum. T. Karyłowski, Wrocław 1980, s. 65. 2 C. S. Lewis, Odrzucony Obraz…, przeł. W. Ostrowski, Bielsko-Biała 2022, s. 208. 3 Bernard z Chartes, cyt. za.: J. Grzybowski, Uciec z krainy zapomnienia, Warszawa 2016, s. 49. 4 P. Wergiliusz, dz. cyt., tamże.; Anchizes, ojciec Eneasza, dzierży penaty ponieważ jego syn jest zbrukany przelaną krwią i nie waży się na dotknięcie tego co święte. 5 Drogi czytelniku, jeśli jeszcze nie zasnąłeś, a ciekawi Cię ten temat zapoznaj się z terminem „kwestia homerycka”. 6 J. Korpanty, Rzeczpospolita potomków Romulusa, Warszawa 1979, s. 190-193. 7 Por. Tamże, s. 194-195. 8 Por. Tamże, s. 196. 9 Por. Tamże, s. 198. 10 R. Dmowski, Kościół, Naród i Państwo, Wrocław 2018, s. 17 11 P. Wergiliusz, dz. cyt., s. 65. 12 Zob. https://nlad.pl/raport-zatrzymac-wymieranie-polski/ 13 M. Pirożyński, Kształcenie charakteru, Lublin 2017, s. 78. 14 Por. Tamże. 15 Por. Tamże, s. 79. Nawigacja wpisu Refleksja dzień po – lek. A. Leszczak Czy dobry katolik może być wiernym demokratą? – O. Kosenda