Parę dni temu Twittera obiegła powracająca dyskusja na temat żłobków. Dla mnie najbardziej zaskakującym elementem debaty jest to, że bezkrytycznie popiera je lewica. W tej kwestii nigdy nie słyszałem, aby patrzyli oni na tę kwestię klasowo. Analiza ta była przecież, dla tej formacji politycznej, podstawowym sposobem patrzenia na świat. Wykonajmy więc tę pracę za nich i przyjrzyjmy się, jak z tego punktu widzenia prezentują się rzeczone żłobki. Czemu służą żłobki tak naprawdę? Ich podstawowym celem jest to aby rodzice mogli szybciej wrócić do pracy. Zresztą, nawet na stronach oficjalnych nie ukrywa się tego faktu. A kogo interesy, przede wszystkim, realizuje szybszy powrót pracownika do pracy? Głównie pracodawców. Z punktu więc widzenia klasowego, polityka państwa w zakresie budowy żłobków realizuje przede wszystkim ich interesy. Gdyby moją tradycją polityczną była analiza klasowa, to wziąłbym ją pod uwagę przy kształtowaniu swojego stanowiska. Przecież to już Karol Marks pisał, że państwo jest instytucją panowania klasowego, legalizujące i utrwalające ucisk jednej klasy nad drugą. Żłobki świetnie wpasowują się w tę wizję świata. Na współczesnej lewicy zaś nie mamy nad tym nawet cienia refleksji. Wręcz odwrotnie, z tamtej strony sceny politycznej nieustannie słyszymy, że państwo buduje żłobki za mało i za wolno. To właśnie jeden z możliwych do przytoczenia przykładów pokazujących, że lewica przeszła głęboką transformację. Sól, która utraciła swój smak Po pierwsze stała się ona o wiele bardziej konformistyczna wobec kapitalizmu. Nawet jej postulaty światopoglądowe nie są, wbrew pozorom, rewolucyjne. Ciężko je takimi nazwać, skoro większość z nich popierają wszystkie korporacje z listy Fortune 500. Po drugie, lewica zapomniała swojego sposobu myślenia i patrzenia na świat czego dobrym przykładem są rzeczone żłobki. “Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi”. W końcu po co komu sól, która utraciła swój smak? To przeobrażenie spowodowało, że lewica nie jest już potrzebna zwykłym zjadaczom chleba. Stała się ona po prostu tęczowym skrzydłem obozu liberalnego. Po co więc elektorat liberalny ma głosować na podróbkę skoro może mieć oryginał? Zagłosują więc na Merkel, Bidena albo innego Tuska. W roli prawdziwych obrońców ludu będą się z kolei ustawiać Kaczyński, Orban i Trump. Lewicy zostaną w najlepszym razie mikro-mniejszości w postaci transseksualistów, doktorkiń nauk oraz najbardziej progresywnej wielkomiejskiej klasy średniej. Elektorat, w takim kraju jak Polska, w sam raz na 5-10% w wyborach. Oczywiście analiza klasowa to domena lewicy marksistowskiej. Nie każda lewica jest przecież marksistowska. Ale jeśli ktoś w ogóle odcina się od klasowych korzeni, to przestaje być lewicą. Lewicy więc pozostanie iść w Paradzie Równości obok Google, Amazona i przedstawicieli ambasady amerykańskiej zamiast prawdziwie zmieniać świat. Na samym zaś końcu karnie stanie w szeregu w wielkim obozie liberalnym postraszeni widmem odradzającego się ,,faszyzmu’’ w osobie Kaczyńskiego czy Le Pen. To będzie de facto koniec tej formacji politycznej w jej historycznym kształcie. Ale na co komu sól która straciła swój smak? Więcej tekstów tego autora. Nawigacja wpisu Człowiek 2.0, czyli osobliwość się zbliża – Ł. Burzyński Czy naprawdę potrzeba aborcji? – A. Leszczak